Recenzja filmu

Powstaniec 1863 (2024)
Tadeusz Syka
Sebastian Fabijański
Ksawery Szlenkier

Nie kręćcie na kolanach, kręćcie dobrze!

Reżyser i scenarzysta klęczy przed bohaterami, przed pamięcią powstania styczniowego, przed mitem patriotycznego zaangażowania Kościoła i romantycznym modelem patriotyzmu. Niestety, w pozycji
Nie kręćcie na kolanach, kręćcie dobrze!
O uczniu Jana Matejki Janie Styce, twórcy patriotyczno-religijnego malarstwa (już w jego czasach trącącego myszką), krążyła złośliwa anegdota. Podobno pewnej nocy przyśnił się mu sam Pan Bóg i upomniał artystę słowami: "Ty mnie, Styka, nie maluj na kolanach, ty mnie maluj dobrze!". Słowa te można by skierować także do Tadeusza Syki, twórcy "Powstańca 1863". Reżyser i scenarzysta tego dzieła klęczy bowiem przed bohaterami, przed pamięcią powstania styczniowego, przed mitem patriotycznego zaangażowania Kościoła i romantycznym modelem patriotyzmu. Niestety, w pozycji klęczącej nie powstaje dobre kino.


Bohaterem "Powstańca" jest ksiądz generał Stanisław Brzóska, naczelny kapelan powstania w województwie podlaskim i naczelnik powiatu łukowskiego. Brzóskę poznajemy, gdy do kościoła, w którym właśnie odprawia mszę, wchodzą rosyjscy żołnierze. Wojskowi terroryzują wiernych w poszukiwaniu mężczyzn w wieku poborowym. Brzóska zgłasza się, by zastąpić swojego parafianina, ojca samotnie wychowującego syna. Dzięki interwencji biskupa ksiądz zostaje uwolniony, a następnie dołącza do powstania. 

Film skupia się wokół trzech zasadniczych problemów. Pierwszy to dylematy księdza Brzóski jako kapłana zaangażowanego w walkę. Bohater nie ma wątpliwości, że walka powstańców przeciw carskiej opresji jest sprawiedliwa, a jednocześnie ma problem z tym, by stosować przemoc, by strzelać i zabijać – do momentu aż zostanie do tego zmuszony.

Drugi to motyw osamotnienia powstańców. Walczący liczą na interwencję Francji lub Anglii, ta jednak nie nadchodzi. Polska zostaje skazana na bitwę, której sama nie jest w stanie wygrać. I tu pojawia się trzeci problem stawiany przez "Powstańca": sens powstańczego zrywu przeciw mocarstwu carów, który nie ma szans na wyzwolenie Polski ani nawet na zmniejszenie rosyjskiej opresji.


Twórcom filmu nie udaje się wygrać żadnego z tych trzech motywów. Dylematy księdza Brzóski brzmią zwyczajnie nieprzekonująco. Zwłaszcza że ilustrują je sceny, w których grający księdza Brzóskę Sebastian Fabijański stoi samotnie pośrodku zamglonego lasu z twarzą wykrzywioną od bólu. Być może reżyser wierzył, że to sekwencje o wizyjnym charakterze, niestety są głównie kiczowate. 

Nie wybrzmiewa też zupełnie dramatyzm losu powstańców. W sporze o powstanie film zajmuje jednoznaczne stanowisko: zryw przebudził naród, utrzymał narodowego ducha, umożliwiając odrodzenie Polski pół wieku później. Klamrę dla historii z 1863 roku stanowią sceny z wojny polsko-bolszewickiej 1920 roku, w których widzimy weterana powstania raz jeszcze gotowego walczyć o Polskę.

Można się z tym poglądem zgadzać, można z nim polemizować, problem z "Powstańcem" nie polega jednak na tym, jakie stanowisko twórcy zajmują wobec powstania, ale jak je przedstawiają. Film Syki oferuje bowiem bardzo naiwny, wygładzony obraz wydarzeń; jakbyśmy obcowali nie z poważnym kinem historycznym dla dorosłego widza, ale z materiałem edukacyjnym dla uczniów szkół podstawowych. Otrzymujemy obraz narodu zjednoczonego w patriotycznym wysiłku wokół takich instytucji jak Kościół. Nie do końca tak to chyba wyglądało; nie dowiemy się tu o politycznych napięciach wśród powstańców czy o obojętności wobec powstania dużej części społeczeństwa, zwłaszcza klas ludowych.


"Powstaniec 1863" nie sprawdza się też jako atrakcyjne filmowe widowisko. Nie chodzi tylko o niski budżet – choć, że brakowało pieniędzy, widać w każdej scenie. Syka nie czuje tempa i rytmu współczesnego widowiska filmowego. Całość pogrąża w dodatku irytujący melodramatyzm niektórych scen i nieznośnie nachalna w swoim sentymentalizmie muzyka Atanasa Valkova

Nie wiem, do kogo "Powstaniec 1863" miał trafić. Dorosły widz szukający poważnego kina historycznego, rozczaruje się; szkoły może pójdą, ale uczniowie się zanudzą, a widz szukający po prostu atrakcyjnego widowiska będzie miał pełne prawo domagać się zwrotu za bilet. Z opowieści o powstaniu styczniowym lepiej obejrzeć "Szwadron" Machulskiego lub "Wierną rzekę" Chmielewskiego.  
1 10
Moja ocena:
3
Filmoznawca, politolog, eseista. Pisze o filmie, sztukach wizualnych, literaturze, komentuje polityczną bieżączkę. Członek zespołu Krytyki Politycznej. Współautor i redaktor wielu książek filmowych,... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones